- Czemu
znów wpakowałaś się w kłopoty?!- Zaczęła wrzeszczeć na mnie matka, która szła
obok mnie przez ulice pustkowia – Zawsze były z tobą same problemy. Czemu nie
możesz być grzecznym dzieckiem, jak twój brat?
- Ale mamo, to przez niego się spóźniłam. On mnie
obudził 7:30! A do szkoły mam 20 minut piechotą. Nic by się nie stało, gdybyś
mniej myślała o pracy, a więcej o mnie lub Brianie.- Nie wytrzymałam. Odkąd
pamiętam chciałam wygarnąć mamie, że się mną nie zajmuje, ale nigdy nie miałam
na to odwagi. Teraz czułam się tak dobrze. W końcu nie musiałam trzymać swoich
emocji w środku. Dałam im upust. A mina mojej mamy, kiedy na nią wrzasnęłam,
byłą bezcenna.
- Ale…-próbowała dobrać słowa, ale byłą zbyt
oszołomiona moją reakcją. Ha! Nie dam sobą pomiatać, nawet mojej matce. W końcu
to ja kieruje swoim życiem.
-Spokojnie,
nie musisz odpowiadać. Jeszcze stwierdzisz, że jestem tylko kulą u nogi, a nie
chce czegoś takiego usłyszeć.- Szybko rzuciłam i zamilkłam. Nie miałam ochoty z
nią gadać. Nasza rozmowa zawsze kończyła się
kłótnią. Odkąd tata uciekł od nas, moje matka chciała mieć idealne
dzieci. Chciała dla nas jak najlepiej, ale nie wychodziło jej to. Nic nie
wynagrodzi nam braku ojca. Reszta drogi minęła na rozmyślaniach mojej mamy i
moich, które przerywały podskoki na drogach. Czasem naprawdę nie chciałam mieć
auta, jednak tak naprawdę większość rodzin na pustkowiu dała by się pociąć za
taki luksus.
Ach, dom.
Oczywiście, jeśli można tak nazwać ruinę, która cudem się nie zawaliła.
Wszystko z drewna, obrywające się dachówki, ale przez kupno tego głupiego auta,
nie mogliśmy zrobić remontu. Ha! Widzicie, kolejny minus! Wszędzie minusy,
żadnego plusa. Witaj monotonio życia na pustkowiu! Znów chcesz mi odebrać
resztki radości? Za późno. Snując się w stronę domu usłyszałam krzyki Sierry.
Wołała mnie, a nie znów miała jakiś napad. Co za ulga. Chociaż w sumie, gdyby
rzeczywiście miała atak, a inni by go usłyszeli, przestałabym myśleć, że jestem
dziwna. Nie!, stop, to twoja przyjaciółka! Chyba tylko ja mogłam wpaść na taki
okrutny pomysł. Szybko odrzuciłam od siebie myśli o zwariowaniu mojej
przyjaciółki, i podbiegłam do niej, jednocześnie machając. Nawet zmusiłam się
do uśmiechu, co w dzisiejszym dniu było bardzo trudne.
-Hejka, co u…., ej, co ci się stało Mers?
-nic, spokojnie, jestem tylko…..zmęczona.
-skoro tak mówisz. Choć na rynek, podobno otworzyli
nowy bazar z ciuchami. Nowe ubranie- Sierra prawie skakała z radości. W
przeciwieństwie do nie ja nie szalałam za ciuchami, a wręcz wystarczał mi jeden
t-shirt, no może dwa na tydzień. Ale w
końcu tyle miałam. Dwa t-shirty. W sumie
to dużo. A nawet multum. Ale moje życie było radosne. Ruina zamiast domu,
wkurzający młodszy brat, dwie koszulki, i jedne jeansy. Pięknie, co nie?
Rynek.
Najgłośniejsze, najbarwniejsze i jednocześnie najbardziej denerwujące miejsce w
jakże pięknym pustkowiu. Właśnie przechadzałam się pomiędzy stoiskami z gumą do
żucia, którą uwielbiałam, ale nie było nas stać na dużą jej ilość. Zawsze
miałam jedną na miesiąc. Z mojego rozmyślania o bardzo poważnych rzeczach
wyrwała mnie przyjaciółka, wrzeszcząc- MERCEDES!CHODŹ NO TU!-i tak w kółko.
Pobiegłam pędem, byleby nie musieć słuchać jej wrzasków. O co to halo? Jednak
kiedy już zobaczyłam, o co jej chodziło, sama prawie padłam trupem. Leżała tam
kurtka, ale jaka piękna. W fioletowym kolorze, lekka, przewiewna, idealna na tą
pogodę. Nie mogłam się powstrzymać, i musiałam ją dotknąć. Zaraz dostałam po
łapach od sprzedawców-nie ruszaj! Jeszcze zaniżysz jej wartość tymi brudnymi
rękoma- zaczął na mnie wrzeszczeć, jak bym ją ukradła. Nie rozumiem ludzi. Może
to dlatego mam tylko jedna przyjaciółkę, która tak czy siak z trudem ze mną
wytrzymuje. Nie, to na pewno nie to. Przecież jestem miłą. Jednak moja
podświadomość mówiła coś innego. Dalej
rozmyślając nad moją przypadłością małej ilości przyjaciół, szłam za głosem
Sierry, która ciągnęła mnie do kolejnych stoisk z ciuchami. Zauważyłam, ze
ostatnio strasznie dużo myślę. Zupełnie, jakbym stałą się mądrzejsza.
Stwierdziłam, ze kończę z moja inteligencją, i wracam do lekkomyślności. I
wreszcie będę sobą. Tą sama dziewczyną która nie martwiła się o to, co pomyślą
inni. I taka siebie kocham. Kończąc z inteligencją poddałam się szału tych
„świetnych” rzeczy, które mieliśmy na naszym „Pięknym’’ targu.
Wreszcie w swoim pokoju. W mojej oazie
spokoju. Oczywiście każdy się domyśli którą książkę wzięłam. Znów widziałam
zdjęcia wodospadu, a oczy mi się świeciły- nienawidzę tego miejsca- szepnęłam,
nie zwracając uwagi na to, czy ktoś to usłyszy. To nie istotne. Ważne jest to,
że niestety nigdy tam nie zamieszkam Jak ja, biedna dziewczyna z pustkowia
miałabym się tam znaleźć? Wszyscy tam byli bogaci. Mieli domy, w których dało
się żyć, nie bojąc się, że kiedy zasną wszystko poleci im na głowę. Nie
martwili się, czy może auto zaraz nie zwariuje, i nie spowoduje wypadku. I co
najważniejsze dla mnie, mogli jeść góry gum do żucia. Kilka razy zdążyło się,
że któraś z dziewczyn było porywana z pustkowia do wodospadu, ponieważ były
piękne, i mogły zostać żonami zamężnych mężczyzn. W takich przypadkach nikt nie
zgłaszał porwania, bo wiedział, ze tam jest lepiej. A oprócz tego byłą
możliwość, że córka sypnie groszem. Oczywiście nigdy tak nie było. Każdy wolał
się nie przyznawać, ze zna kogoś z pustkowia. Nawet las rozdroży, gdzie ludzie
są dwulicowi, jest lepszym miejscem niż ta nasza piękna pustynia. Jednak w moim
przypadku było to nie możliwe. Jestem przeciętnej urody blondynka z piegami.
Wszystkie ubrania na mnie wisiały, bo byłam strasznie chuda, a wzrostem nie
dorównywałam połowie pustkowia. Byłam inna. I niestety nikt tego nie rozumiał. Ze smutku
nawet łza poleciała mi na książkę. Nie mogłam poradzić sobie z moją bezsilnością.
I wtedy rozkleiłam się na dobre. Każdy w życiu miał lepiej niż ja, jednak nie
wiem, czemu bóg mnie tak nienawidzi. Opadając na łóżko poczułam senność, a od łez
kleiły mi się oczy. Bezwładnie leżałam na moim łóżku, myśląc co by było, gdybym
nie była sobą. Po chwili odpłynęłam do
krainy snów, jednak mój odpoczynek nie trwał długo. Po około godzinie usłyszałam
krzyki. Podobne do tych, który wydawała Sierra, jednak teraz dochodziły z
pokoju Briana.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak więc jest rozdział drugi. Nie jest długi, nie jest świetny, ale jest i ma znaczenie. Rozdziały nigdy nie będą bardzo długie, bo z powodu szkoły muszę cały czas się uczyć, ale osobiście wole, żeby rozdziały były krótkie, ale w miarę często, niż dlugie, i pisałabym je ponad 3 tygodnie. Oczywiście powtórzę to co pisze większość blogerów, i prosze o komentarze, żeby poznać waszą opinie. Kolejny rozdział z jakieś 5 dni.
Weszłam sobie na Twojego bloga, a tu kolejny rozdział! Nie zastanawiając się długo zabrałam się za czytanie. ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wzięłaś sobie do serca moje drobne uwagi. Od razu tekst na sam pierwszy rzut oka wygląda dużo lepiej i przyjemnie się go czyta. :D
Zwracaj jeszcze tylko uwagę na drobne literówki.
Nie będę Cię miażdżyć moimi kolejnymi uwagami. Po pierwsze: Bo nie są aż tak bardzo istotne, po drugie: Często się czepiam i muszę się tego oduczyć. :P
Trzymaj tak dalej! I pisz, pisz i jeszcze raz pisz! ;)
Czekam na kolejny rozdział. Wiem co znaczy wycisk w szkole, więc nie marudzę o to, żeby był jak najszybciej. Dobrze jest sobie wszystko na spokojnie przemyśleć i sprawdzić. ;)
Ale mimo to pamiętaj, że czekam i nie zapominaj o mnie! :P
Pozdrawiam i życzę weny twórczej, która jest jakże bardzo potrzebna :D
http://przygody-w-alagaesii.blog.onet.pl/
Świetny początek, widzę niezłą książkę. Ale radzę Ci założyć funkcje NIE KOPIOWAĆ , żeby nikt Ci nie "ukradł". Niestety ja nie pamiętam gdzie to jest, ale możesz poszukać w ustawieniach
OdpowiedzUsuńWow!!! Kolejny super rozdział. Naprawdę jesteś dobra. Piszesz to, co jest prawdą. Jest bez znaczenia, ale tak naprawdę po prostu ludzie tego nie widzą, nie widzą, że ma znaczenie. Uwielbiam takie książki :)
OdpowiedzUsuń