poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział IV

Od teraz informacje są przed notką, bo wtedy więcej osób je przeczyta. Gdzieś tam po prawej stronie będzie mój ask, dopiero założyłąm, znajomi o nim nie wiedza, więdz będą tam tylko pytania od was, ktore mogą być na każdy temat. Pytanie, czy chcecie przekleństwa w tej opowieści, bo czasami mam taką ochote go użyć, ale nie chce tym zniechęcić osoby czytające. I oczywiście przez szkołe nie dodam kolejnej notki przed Halloween, więc życze wam wesołego Halloween, i masy słodyczy. My z przyjaciółmi idziemy zbierać, chociaż jesteśmy na to troche za starzy...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
   Znacie to uczucie, kiedy nie ma się ochoty widzieć nikogo, tylko zamknąć w pokoju, siedzieć i płakać? Właśnie się tak czułam. W tej chwili tak bardzo bolało mnie serce, że miałam ochotę strzelić sobie prosto w skronie i umrzeć. Jak to nasz tata mnie porwał. Zawsze miałam z nim dobre stosunki, a w głębi duszy miałam nadzieje, ze kocha naszą rodzinę. Kiedy od nas uciekł, byłam załamana. Co prawda, mówił coś o tym, że nie chce żyć na pustkowiu. To był powód jego kłótni z mamą. Nawet mnie zapytał, czy nie chce z nim wyjechać. Była to kusząca propozycja, ale nie mogłam zostawić Briana i mamy. Oni sami nie daliby sobie rady. Dzień po jego niesamowitym pytaniu, uciekł nie wiadomo gdzie, zostawiając nas na pastwę losu. Co prawda sama bałam się, że z miłości do mnie i do mojego brata powróci kiedyś i nas porwie, ale to było 5 lat temu. Teraz żałowałam, ze nie zgodziłam się pojechać z nim. Jednak czemu Brian miał sny związane z naszym ojcem? Przecież ostatni raz widział go kiedy miał 3 lata. Jakim cudem pamiętał, jak on wygląda po tak długim czasie, podczas gdy nie mógł zapamiętać moich próśb po dwóch godzinach?

 - Mercedes? Wszystko dobrze? – Zapytał mój brat . Tak, świetnie, po prostu zaje fajnie! Po co on się pyta? To tak jak by przeprowadzić "wywiad" z osobą, która waśnie miała wypadek „ Ej, może wezwać karetkę?” Ale nie będę na niego wrzeszczeć. Będę dobrą siostrą, chociaż dzisiaj.

- Tak, świetnie. Pozwolisz, ze cię na chwile zostawię?- odpowiedziałam bratu, nie czekając na jego odpowiedź pobiegłam w stronę drzwi, jednak pech chciał, żeby akurat matka wróciła z pracy.

 -Mercedes! Gdzie ty biegniesz?!

 - A co cię to obchodzi?

-Jestem twoją matką i mam prawo wiedzieć, gdzie idziesz.

- O, teraz się przyznałaś, ze jestem twoja córką? Teraz, to możesz sobie odpuścić bycie dobrą matką, to przez ciebie tata odszedł!-wrzasnęłam jej prosto w twarz, po czym pędem wybiegłam. Potrzebowałam teraz samotności, więc nie mogłam zostać w domu. Tam co chwilę matka wchodziła by mi do pokoju. Przez wyznanie Briana nie zauważyłam, ze pada deszcz. Nie obchodziło mnie to. Szybko rozejrzałam się po okolicy, a potem pobiegłam na wprost siebie, tam - gdzie mnie nogi poniosły. Nic się wtedy nie liczyło, tylko to, bym nie upadła. Po dwudziestu minutach biegu, znalazłam się na polanie. Byłam wyczerpana, więc położyłam się na mokrej trawie i zaczęłam płakać. Najbardziej zasmuciło mnie to, że kiedyś Brian miał wizje czy coś w ten deseń. Pamiętam, że przyśniła mu się wichura i rzeczywiście, następnego dnia nadszedł huragan, na szczęście w Wąwozie Rozpaczy. Choć tak naprawdę to nie jego sen mnie tak zasmucił, a wspomnienie o tacie. Kochałam go... Ba! Cały czas go kocham. Jednak to, co zrobił mojej rodzinie jest niewybaczalne. Rodziny się NIGDY nie zostawia. Dlatego nie wyjechałam z nim. Ja miałam swój honor i nie bałam się stawić czoła trudnościom mojego życia. Nie byłam tchórzem. Leżałam tak jeszcze długi czas, aż zaczęło się ściemniać. Podniosłam się z ziemi, rozejrzałam się, aż zdałam sobie sprawę, że nie wiem jak wrócić do domu. Tak więc, zaczęłam snuć się bez celu, po okolicy. Byle by znaleźć jakieś schronienie przed wciąż padającym deszczem. Minęło dziesięć minut, gdy zauważyłam małą chatkę. Pojęcia nie miałam, do kogo należy, jednak byłam głodna i padnięta. Resztkami sił podbiegłam do furtki i zapukałam do drzwi. Otworzyła mi jakaś staruszka, zauważywszy moją spuchniętą od płaczu twarz i przemoczone ubrania, wręcz wciągnęła mnie do swojego domu. Dała mi jeść, wręczyła jakiś koc, i  wskazała kanapa. Nie odzywała się. Jednak, ja nie miałam ochoty rozmawiać. Położyłam się u niej na sofie i momentalnie zasnęłam

W tym samym czasie

- Dzień dobry proszę pani, jest może Mercedes?

- Sierra! Miałam właśnie po ciebie iść! Uciekła gdzieś, nikt nie wie, co się z nią dzieje. Ta smarkula znów sprawia problemy. Nie może być spokojna, jak jej brat?!


- Nie chce pani martwić, ale mercedes nieraz się skarżyła, że jest pani, jak to ona ujęła  denerwująca, 
i impulsywna. Dodała też trochę innych słów, ale nie będę ich powtarzać. Są one niecenzuralne.

- A to smarkacz! Jestem idealną matką! To ona nie potrafi niczego docenić!

- Jeśli chce mieć pani córkę, proszę się zmienić, a co do zaginięcia, poszukam jej. Daleko nie mogła uciec- Powiedziała Sierra, zostawiając matkę mercedes w szoku.



Był już ranek. Pojedyncze promienie światła wpadały do pokoju przez otwarte okno. Trudno było się nie obudzić. W pierwszym momencie miałam mętlik w głowie. Nic nie pamiętałam. Dopiero po dłuższej chwili w Ukazały mi się obrazy z wczoraj. Ucieczka. Pole. Płacz. Wszystko wróciło, smutek także. Nie pojmowałam, czemu nie mogę przestać o tym myśleć. Wszystko, przez co teraz cierpiałam, czyli ucieczka taty, zdarzyło się tak dawno. Wszystkie problemy mam jak zwykle przez Briana. Cicho wstałam z kanapy, i na palcach sprawdziłam cały dom. Starsza kobieta jeszcze spała. Nie czekałam, aż się obudzi. Wyszłam tak samo szybko, jak wyszłam z mojego domu. Od matki i brata. Nie podziękowałam jej za gościnę. Nie jestem miłą osobą. Jednak wychodząc o niej straciłam dach nad głową. Nie zamierzałam wracać do domu. Nie chce mi się słuchać wykładów matki o tym, że jestem koszmarną córką, i że najlepiej by  było, gdybym się nie urodziła. A nawet gdybym wróciła, i już wysłuchała wszystkich skarg, miała bym je gdzieś. Jej uwagi stały się dla mnie rutyną.  Tak więc szłam sobie polną drużką, rozmyślając o moim życiu. Szłabym tak jeszcze długo, gdybym nie usłyszała za sobą osoby, krzyczącej moje imię.

wtorek, 22 października 2013

Rozdział III

    Znów krzyki. Czy zawsze musiało mi się to przytrafiać? Nie można się wyspać! Wstałam w łózka, i pobiegłam do pokoju brata. Nie była to długa droga. Odetchnęłam z ulga, kiedy okazało się, ze moja mama też usłyszała jego wrzaski. Czyli jestem normalna. Chyba... Brian miał koszmar, ale nie chciał zdradzić, o mu się śnił. Miał on charakter podobny do Sierry . Kiedyś jak się uparł, ze chce dostać lizaka, płakał przez dwie godziny, póki go nie dostał. Zrezygnowanym krokiem ruszyłam do pokoju, ale gdy już w spokoju leżałam, nie mogłam zasnąć. Myślałam co się śniło Brianowi, albo, co dziwniejsze, czemu nie chce powiedzieć co ujrzał we śnie. Nie mogąc zasnąć przekręcałam się z boku na bok, dopóki nie byłam aż tak zmęczona, by i na to nie mieć siły. Tak więc zostałam w pozycji, którą uznałam za wygodną nie zwracając na nic uwagi. Jedyne co mnie obchodziło to ten cholerny sen. Czemu, no czemu nie chciał mi nic o nim powiedzieć??? . Nie dlatego, że jestem dla niego wredna, ani dlatego, że mówię, ze go nienawidzę, to na pewno. Chociaż może… Ale to myślenie jest męczące. Nawet zachciało mi się spać, więc dałam wygrać zmęczeniu, i odpłynęłam.
   
   Kolejny dzień pełen przygód! Ach te emocjonujące dni na moim zadupiu! Z odwróconym uśmiechem na ustach wstałam z łózka. Na szczęście dziś była sobota. Słońce już dawno wzeszło, co oznaczało, że spałam za długo. Jednak kto by nie spał, skoro większość nocy kręciło się a łóżku, próbując się uspokoić. Wiedziałam, ze z tego powodu będzie draka, jak matka wróci. Czasem chciałabym mieć kogo innego za matką. Z powodu, ze za późno wstałam, jestem uznana za lenia, i niewdzięczna córkę, bo nie chce pomagać w domu. Jednak szczerze mówiąc mało mnie obchodziło, co ona mówi. To brian był jej oczkiem w głowie, a ja byłam niepotrzebną kulą u nogi. Nie powiedziała mi tego wprost, ale nie jestem głupia. Na szczęście mam Sierre, która i pomaga, kiedy mam doła. I właśnie go miałam, więc bez chwili zwłoki poszłam do przyjaciółki wyżalić się jej. Prawie zapomniałam zmienić piżamy na normalne ubrania, tak się śpieszyłam! W drodze do niej usłyszałam wiele interesujących rzeczy. Albo Większość ludzi nie umie szeptać, albo ja mam doskonały słuch. Raczej to pierwsze. Jednak wracając do plotek, usłyszałam, że niektórym osobom też przydarzyły się jakieś mega dziwne sytuacje, na przykład słyszeli dźwięk dzwonka do drzwi, ale nikogo nie było w okolicy. Każdy mówił to z takim przejęciem, jakby nikt nie domyślił się, ze to szczeniackie zabawy jakiś dzieci. Jeśli ten świat spoczywa w rękach takich idiotów, to nie wiem, czy rasa ludzka przeżyje. Inne plotki dotyczyły już spraw bezsensownych, typu ten chce chodzić z tą, ale ta woli tego. Z tego co słyszałam od córki naszego burmistrza, istnieje serial, która ma chyba milion odcinków, i trwa już tysiąc lat. Nazywał się „moda na sukces’’ lub coś takiego. Córka burmistrza, Luiza , jako jedyna w szkole ma telewizor, albo precyzyjniej, działający telewizor. Większość z nas ma stare pudła, które są zepsute, więc nie możemy nic oglądać. Pamiętam jak kiedyś zostałam zaproszona na urodziny Luizy. Dziwnie się czułam, nie będąc z starej szopie zwanej domem, ale w pięknym domku z kamienną podłogą i niedziurawymi ścianami. Tamtego dnia siedziałam przed jej telewizorem chyba 4 godziny, tak samo jak reszta zaproszonych osób. Jej rodzice chyba uznali to za złe zachowanie, bo więcej nie zostałam zaproszona. Na szczęście jeszcze ktoś mnie tolerował, bo ciężko było mnie znieść na dłuższą metę. Jestem bardzo dziwną osobą. Jednak bycie normalnym cechuje się brakiem wyobraźni i odrębnego myślenia. A to źle, przynajmniej według mnie. Łał -pomyślałam-to było mądre! Następnie, po mojej jakże inteligentnej myśli, przyśpieszyłam kroku, aby jak najszybciej znaleźć się u Sierry.
 
 - No mówię ci, nie chce się wygadać, co mu się śniło, chyba zaraz zwariuję!- zaczęłam wrzeszczeć w pokoju mojej przyjaciółki Był on mały, trzy na trzy metry, ale przytulny. Ściany były pomalowane na zielono, a podłoga była z ciemnego drewna.

- Może ma ku temu powody. Nie moja rola cię oceniać, ale nie jesteś najlepszą siostrą. Można by powiedzieć, ż jesteś  trochę wredna.

- Nie prawda! Jestem bardzo miłą- zaczęłam okłamywać i mnie, i Sierrę. Jakoś trzeba się dowartościować!

-  Naprawdę w to wierzysz?

-może…- nie wiedziałam jak odpowiedzieć.  Nie lubiłam przyznawać się do błędu, a tym bardziej, potwierdzać  że jestem złą siostrą, za którą każdy mnie miał. Po prostu byłam przyzwyczajona do mienia racji. Brat był mały i niezbyt mądry, a z matką nie rozmawiałam .Chyba kiedy powiedziałam, ze Ivan jest głupi, i pocieszyłam Briana, po raz pierwszy, no może drugo byłam dla niego miła. Tego samego dnia stwierdziłam, że nie będzie się to powtarzać dość często. Nie lubiłam być przykładem, bo każdy sądzi, że będę miłą i troskliwą siostra To nie byłam ja. Jednak ta rozmowa dała mi do myślenia. Musiałam mu się podlizać, by mi powiedział. Posiedziałam u Sierry jeszcze kilka godzin, aż wybiła 19:30 i musiałam wracać. W drodze do domu, wymyśliłam sposób na zdobycie zaufania Briana.

-Brian!- krzyknęłam- Mam coś dla ciebie!- nie musiałam powtarzać dwa razy. Mój brat pojawiła się jak na zawołanie.

- A co mi chcesz dać? – Zapytał diabeł z miną aniołka. Z za pleców wyjęłam pół tabliczki czekolady, którą dała mi Sierra na urodziny miesiąc temu. Niezbyt lubiłam słodycze. Oczywiście wyjątkiem byłą guma do żucie. Ale wróćmy do Briana. Na widok czekolady oczy mu się zaświeciły. Wiedziałam, że mój plan wypali. Dałam mu kawałek, a on jak potwór wyrwa mi go z ręki, i zjadł jak najszybciej.

-Chcesz więcej?- zapytałam z nutką sarkazmu w głosie. Znałam odpowiedź.

-Tak! Dawaj!

- Pod jednym warunkiem. Powiesz mi, co ci się śniło, ok? To mój jedyny warunek.

- Powiem ci wszystko, tylko daj mi jeszcze!

- Ok. mów.


-Śniło mi się, ze nasz tata cię porwał. A teraz dawaj słodycze.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdizał. Jestem chora, więc mam czas na pisanie, ale średnio mi to idzie. Powiedziałąm, ze rozdział bedzie dziś, więc go dziś dodaje. Jeśli czytasz, komentuj. Ustawiłam możliwość z anonima.  Jeśli ci się spodoba, to wyślij linka znajomym, i poleć. Kolejny Rozdizał powinien byc jeszcze w tym tygodzniu napisany. Narazie tyle :)

czwartek, 17 października 2013

Rozdział II

   - Czemu znów wpakowałaś się w kłopoty?!- Zaczęła wrzeszczeć na mnie matka, która szła obok mnie przez ulice pustkowia – Zawsze były z tobą same problemy. Czemu nie możesz być grzecznym dzieckiem, jak twój brat?

- Ale mamo, to przez niego się spóźniłam. On mnie obudził 7:30! A do szkoły mam 20 minut piechotą. Nic by się nie stało, gdybyś mniej myślała o pracy, a więcej o mnie lub Brianie.- Nie wytrzymałam. Odkąd pamiętam chciałam wygarnąć mamie, że się mną nie zajmuje, ale nigdy nie miałam na to odwagi. Teraz czułam się tak dobrze. W końcu nie musiałam trzymać swoich emocji w środku. Dałam im upust. A mina mojej mamy, kiedy na nią wrzasnęłam, byłą bezcenna.

- Ale…-próbowała dobrać słowa, ale byłą zbyt oszołomiona moją reakcją. Ha! Nie dam sobą pomiatać, nawet mojej matce. W końcu to ja kieruje swoim życiem.

-Spokojnie, nie musisz odpowiadać. Jeszcze stwierdzisz, że jestem tylko kulą u nogi, a nie chce czegoś takiego usłyszeć.- Szybko rzuciłam i zamilkłam. Nie miałam ochoty z nią gadać. Nasza rozmowa zawsze kończyła się  kłótnią. Odkąd tata uciekł od nas, moje matka chciała mieć idealne dzieci. Chciała dla nas jak najlepiej, ale nie wychodziło jej to. Nic nie wynagrodzi nam braku ojca. Reszta drogi minęła na rozmyślaniach mojej mamy i moich, które przerywały podskoki na drogach. Czasem naprawdę nie chciałam mieć auta, jednak tak naprawdę większość rodzin na pustkowiu dała by się pociąć za taki luksus.
  
  Ach, dom. Oczywiście, jeśli można tak nazwać ruinę, która cudem się nie zawaliła. Wszystko z drewna, obrywające się dachówki, ale przez kupno tego głupiego auta, nie mogliśmy zrobić remontu. Ha! Widzicie, kolejny minus! Wszędzie minusy, żadnego plusa. Witaj monotonio życia na pustkowiu! Znów chcesz mi odebrać resztki radości? Za późno. Snując się w stronę domu usłyszałam krzyki Sierry. Wołała mnie, a nie znów miała jakiś napad. Co za ulga. Chociaż w sumie, gdyby rzeczywiście miała atak, a inni by go usłyszeli, przestałabym myśleć, że jestem dziwna. Nie!, stop, to twoja przyjaciółka! Chyba tylko ja mogłam wpaść na taki okrutny pomysł. Szybko odrzuciłam od siebie myśli o zwariowaniu mojej przyjaciółki, i podbiegłam do niej, jednocześnie machając. Nawet zmusiłam się do uśmiechu, co w dzisiejszym dniu było bardzo trudne.
-Hejka, co u…., ej, co ci się stało Mers?
-nic, spokojnie, jestem tylko…..zmęczona.
-skoro tak mówisz. Choć na rynek, podobno otworzyli nowy bazar z ciuchami. Nowe ubranie- Sierra prawie skakała z radości. W przeciwieństwie do nie ja nie szalałam za ciuchami, a wręcz wystarczał mi jeden t-shirt, no może dwa na tydzień.  Ale w końcu tyle miałam. Dwa  t-shirty. W sumie to dużo. A nawet multum. Ale moje życie było radosne. Ruina zamiast domu, wkurzający młodszy brat, dwie koszulki, i jedne jeansy. Pięknie, co nie?

 Rynek. Najgłośniejsze, najbarwniejsze i jednocześnie najbardziej denerwujące miejsce w jakże pięknym pustkowiu. Właśnie przechadzałam się pomiędzy stoiskami z gumą do żucia, którą uwielbiałam, ale nie było nas stać na dużą jej ilość. Zawsze miałam jedną na miesiąc. Z mojego rozmyślania o bardzo poważnych rzeczach wyrwała mnie przyjaciółka, wrzeszcząc- MERCEDES!CHODŹ NO TU!-i tak w kółko. Pobiegłam pędem, byleby nie musieć słuchać jej wrzasków. O co to halo? Jednak kiedy już zobaczyłam, o co jej chodziło, sama prawie padłam trupem. Leżała tam kurtka, ale jaka piękna. W fioletowym kolorze, lekka, przewiewna, idealna na tą pogodę. Nie mogłam się powstrzymać, i musiałam ją dotknąć. Zaraz dostałam po łapach od sprzedawców-nie ruszaj! Jeszcze zaniżysz jej wartość tymi brudnymi rękoma- zaczął na mnie wrzeszczeć, jak bym ją ukradła. Nie rozumiem ludzi. Może to dlatego mam tylko jedna przyjaciółkę, która tak czy siak z trudem ze mną wytrzymuje. Nie, to na pewno nie to.  Przecież jestem miłą. Jednak moja podświadomość mówiła coś innego.  Dalej rozmyślając nad moją przypadłością małej ilości przyjaciół, szłam za głosem Sierry, która ciągnęła mnie do kolejnych stoisk z ciuchami. Zauważyłam, ze ostatnio strasznie dużo myślę. Zupełnie, jakbym stałą się mądrzejsza. Stwierdziłam, ze kończę z moja inteligencją, i wracam do lekkomyślności. I wreszcie będę sobą. Tą sama dziewczyną która nie martwiła się o to, co pomyślą inni. I taka siebie kocham. Kończąc z inteligencją poddałam się szału tych „świetnych” rzeczy, które mieliśmy na naszym „Pięknym’’ targu.

   
  Wreszcie w swoim pokoju. W mojej oazie spokoju. Oczywiście każdy się domyśli którą książkę wzięłam. Znów widziałam zdjęcia wodospadu, a oczy mi się świeciły- nienawidzę tego miejsca- szepnęłam, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś to usłyszy. To nie istotne. Ważne jest to, że niestety nigdy tam nie zamieszkam Jak ja, biedna dziewczyna z pustkowia miałabym się tam znaleźć? Wszyscy tam byli bogaci. Mieli domy, w których dało się żyć, nie bojąc się, że kiedy zasną wszystko poleci im na głowę. Nie martwili się, czy może auto zaraz nie zwariuje, i nie spowoduje wypadku. I co najważniejsze dla mnie, mogli jeść góry gum do żucia. Kilka razy zdążyło się, że któraś z dziewczyn było porywana z pustkowia do wodospadu, ponieważ były piękne, i mogły zostać żonami zamężnych mężczyzn. W takich przypadkach nikt nie zgłaszał porwania, bo wiedział, ze tam jest lepiej. A oprócz tego byłą możliwość, że córka sypnie groszem. Oczywiście nigdy tak nie było. Każdy wolał się nie przyznawać, ze zna kogoś z pustkowia. Nawet las rozdroży, gdzie ludzie są dwulicowi, jest lepszym miejscem niż ta nasza piękna pustynia. Jednak w moim przypadku było to nie możliwe. Jestem przeciętnej urody blondynka z piegami. Wszystkie ubrania na mnie wisiały, bo byłam strasznie chuda, a wzrostem nie dorównywałam połowie pustkowia. Byłam inna.  I niestety nikt tego nie rozumiał. Ze smutku nawet łza poleciała mi na książkę. Nie mogłam poradzić sobie z moją bezsilnością. I wtedy rozkleiłam się na dobre. Każdy w życiu miał lepiej niż ja, jednak nie wiem, czemu bóg mnie tak nienawidzi. Opadając na łóżko poczułam senność, a od łez kleiły mi się oczy. Bezwładnie leżałam na moim łóżku, myśląc co by było, gdybym nie była sobą.  Po chwili odpłynęłam do krainy snów, jednak mój odpoczynek nie trwał długo. Po około godzinie usłyszałam krzyki. Podobne do tych, który wydawała Sierra, jednak teraz dochodziły z pokoju Briana.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak więc jest rozdział drugi. Nie jest długi, nie jest świetny, ale jest  i ma znaczenie. Rozdziały nigdy nie będą bardzo długie, bo z powodu szkoły muszę cały czas się uczyć, ale osobiście wole, żeby rozdziały były krótkie, ale w miarę często, niż dlugie, i  pisałabym je ponad 3 tygodnie. Oczywiście powtórzę to co pisze większość blogerów, i prosze o komentarze, żeby poznać waszą opinie. Kolejny rozdział z jakieś 5 dni.  

sobota, 12 października 2013

Rozdział I

Obudził mnie krzyk dochodzący z zewnątrz. Przeraziłam się. A co jeśli to wojownicy wkroczyli na teren pustkowia, by znów porwać dzieci do wojska? Przecież one nie dałyby sobie rady na obszarze Wąwozu. Szybko zerwałam się z łóżka, żeby sprawdzić, co było przyczyną tego krzyknięcia. Kiedy wyszłam z pokoju, o dziwo byłam jedyną osobą na nogach. A może zwyczajnie to mi się przyśniło? Chciałam wrócić do łóżka , jednak krzyk  się powtórzył. Nie zostałam temu obojętna. Szybko włożyłam buty i wyszłam na zewnątrz. Nie zauważałam nic specjalnego, ale wrzask usłyszałam jeszcze kilkakrotnie. Starałam się wyczuć, skąd on dokładnie dochodzi. Po chwili myślenia udało mi się stwierdzić, że dobiega on z zachodniej części rynku pustkowia. Pobiegłam w tamtą stronę, gdyż byłam ciekawa, a zarazem przerażona, co wydaję tę wrzaski. Nagle zauważyłam moja najlepszą przyjaciółkę, Sierrę. Byłam ciekawa, co tu robi. Podeszłam do niej, ale wtedy zaczęła jeszcze głośniej krzyczeć. Musiałam to jakoś znieść. Zaciągnęłam ją do jej domu. Kiedy w końcu się uspokoiła, była trzecia nad ranem. Powolnym krokiem wróciłam do mojego domku, ale zanim zdążyłam zasnąć, zaczęło wschodzić słońce. W takich warunkach nie uśniesz! No nic, musiałam iść do szkoły, więc zwlekłam się z łózka, a następnie poszłam wsiąść prysznic. Na pustkowiu ludzie nie mają ciepłej wody, więc musiałam zadowolić się letnią. Bo krótkim i rozbudzającym prysznicu ubrałam się w sukienkę do kolan. Była biała, jak każdej dziewczyny w szkole. Nasze mundurki nie było bardzo oryginalne. Po drodze do szkoły spotkałam  Sierrę. Jak ci się spało?- Spytała niewinnym głosem. Cisnęło mi się na język, żeby odpowiedzieć jej, ze świetnie, tylko nie spałam przez nią prawie całą noc, ale powstrzymałam się, i odpowiedziałam spokojnie, że świetnie. Pełna nerwów poszłam do szkoły razem z moją przyjaciółką.
   Godzina 13:40. Koniec lekcji. Teoretycznie wolność. Wracam z Sierrą do domu. Na rozwidleniu dróg żegnamy się, i każda odchodzi w swoją stronę. Jeszcze tylko lekcje, i mogę zacząć się opiekować bratem. Świetnie, co nie?
  Lekcje zrobione, brata nie ma. Więc co robić? Monotonność zaczyna się  już nudzić mi i nie tylko. Muszę po raz setny sięgnąć po tą samą książkę. Na pustkowiu nie mamy ich wielu, a że ja ubóstwiam czytać, to wszystkie mam. Tą, którą mam ochotę zawsze czytać, jest książka o wszystkich 4 miejscach świata.: Las jest moim ulubionym. Ludzie wydają się być tam tacy szczęśliwi. Nie to co w tej dziurze. Wodospad też nie wydaje się zły. Wszystko lepsze niż Wąwóz rozpaczy. Niestety, musiałam przerwać lekturę, ponieważ brat wrócił ze szkoły.
   -Pora  wyjść na dwór – powiedziałam dziecinnym głosem do młodszego brat, który siedział na łóżku, i bawił się żołnierzykami
- Ale jest za gorąco…
-Co ty gadasz?! Jest środek wiosny! W sam raz pogoda! Czemu nie chcesz wyjść?
 - Bo Ivan dziś mówił w szkole, że żołnierze mają przyjść, i znów zabrać dzieci do wojska, a ja nie chce tam iść!
- to ivan jest durniem. Nikt po ciebie nie przyjdzie… Nie bój się. Choć się pobawić, i nie przejmuj się Ivanem- powiedziałam z entuzjazmem w głosie, chociaż wcale nie miałam pewności. Żołnierze zawsze mogli przyjść i kogoś zabrać do wąwozu, do wojska. Nie chciałam jednak, żeby Brian zaprzątał tym sobie głowę. On miał dopiero 8 lat.
Patrzenie na wszystkie te dzieciaki biegające po placu było rozkoszne. Nasz plac nie był jakiś mega wielki. Dwie huśtawki, zjeżdżalnia i małe drabinki. Nie było nam potrzebne nic więcej. Po godzinie pewnie padła bym z nudów, gdyby nie Sierra. Patrzenie na to, jak dzieci biegają, robi się nudne, jeśli się to przedawkuje. Z przyjaciółką mogłam gadać godzinami. Nie ważne na jaki temat, nie ważne gdzie. Kiedy miałam problem, potrafiła mi doradzić . Brakowało jej jednej cechy: samozaparcia. Kiedy ja coś chciałam, zrobiłabym wszystko, żeby to osiągnąć, A Sierra wolała ustąpić. Próbowałam jej tłumaczyć, ze tak do niczego w życiu nie dojdzie. Jednak jej nic się nie dało wbić do głowy. Cóż za ironia: Nie umie postawić na swoim, a jednak nie słucha, co mam jej do powiedzenia na jej temat. Ale tak czy siak, byłą dla mnie jak siostra. Zanim się zorientowałyśmy, byłą już 20:30. Briana nie było na placu. Gdzie ten szczyl znów polazł!? Zaczęłam latać po całym placu jak opętaną, szukając go wszędzie. Nigdzie go nie było. Rzuciłam się pędem do domu, żeby powiedzieć o tym incydencie mamie. Kiedy weszłam, zboczyłam mojego brata, leżącego sobie w łóżku. Miałam ochotę go wtedy zabić, za to, jakiego starach mi napędził, i nie zrobiłam tego, ponieważ nasza mama siedziała w pokoju obok.
 Trzecia w nocy, brak krzyków, dobry znak. Nie mogłam zasnąć przez wczorajsze wydarzenia. Siedziałam z latarką pod kołdrą, która nie dawała żadnego efektu zmniejszenia widoczności światłą, i czytałam o wodospadzie. O mój boże, jak bym chciała tam mieszkać! Wszyscy tak pięknie poubierani, tak weseli. I te piękne krajobrazy! Aż zapierało mi dech w piersiach. Kiedy słyszałam jakieś kroki, od razu musiałam gasić latarkę, i udawać , że śpię. Była godzina policyjna., a świecenie po całym domu, było złamaniem jej. Za to był jeden punkt. Za dwadzieścia, zsyłali cię do wąwozy, na wygnanie. Niby tylko jeden punkt, ale wole nie ryzykować. Przez ciągłe zgaszanie i zapalanie latarki, nie mogłam się skupić na pięknem tego magicznego miejsca. Powoli odczuwałam zmęczenie, więc odłożyłam lekturę, i odpłynęłam do błogiej krainy snów.
   

- Mercedes, wstawaj! – Usłyszałam krzyki mojego brata, który biegł w moja stronę – Już wpół do ósmej!
- CO???- Wrzasnęłam na cały dom, i szybko zerwałam się z łóżka. Czemu ten mały szczyl tak późno mnie obudził.? Przez niego się spóźnię do szkoły! Szybko się ogarnęłam. Prze drzwi wrzasnęłam do Braina, że go dopadnę. Musiałam biec do budy i czesać się jednocześnie. Chyba nigdy nie biegłam tak szybko! Kiedy usłyszałam dzwonek, byłam 50 metrów od zakładu karnego, który nazywają szkołą. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, i dotarłam przed klasę w ciągu 20 sekund. Pędem poprawiłam mundurek, i stałam tak, dopóki nie usłyszałam nazwiska Hawk. Wtedy wparowałam do klasy, i wrzasnęłam –Jestem!- No co? Efektowne wyjście musi być. Usiadłam do ławki, zadowolona, ze zdążyłam na czas.
-No dobrze- zaczęła nauczycielka- To teraz proszę wszystkich o oddanie mi swoich eseji. No jasne, wiedziałam, ze czegoś zapomniałam. Musiałam szybko wymyśleć jakieś usprawiedliwienie.
-Pani Smith. Niestety, ale nie mam mojego eseju- Powiedziałam najszybciej jak mogłam.
- A czemóż to?
- Ponieważ brat mi go porwał, i zrobił z niego masę na jakąś figurkę..
- Mercedes, tego już za wiele. Wpadasz do klasy jak obłąkana, i jeszcze nie masz swojej pracy domowej. Musze porozmawiać z twoją matką.
- Proszę, nie.
- Przykro mi, ale nie mam wyjścia. Po lekcjach masz zostać, a ja w między czasie zadzwonię do twojej matki.
To mi popsuło nastrój. Matka bywa surowa, jeśli zbieram złe oceny. A wszystko przez tego gówniarza! Czemu to ja mam być karana, za to, co on robi? Nienawidzę być tą starszą.

   Koniec lekcji. Musze czekać, aż mama skończy prace, żeby mogła przyjechać na rozmowę o mnie. Nie potrzebnie zawracają jej głowę. Tak czy siak ma wystarczająco dużo zmartwień. Po śmierci ojca nie jest jej lekko. Źle się czuje z tym, ze prze ze mnie cierpi. Kiedy tak rozmyślałam usłyszałam stukot obcasów, a zza zakrętu korytarza wyłoniła się moja mama. Widać było nerwy na jej twarzy. Rzuciła na mnie gniewne spojrzenie, i wparowała do biura dyrektorki. Co chwila słyszałam jakiś wrzask, lub walnięcie pięścią o biurko. Po 20 minutach ostrej jak sądzę wymiany zdań moja matka wyszła z gabinetu, krzyknęła – mercedes, idziemy stąd!- i ruszyła przed siebie. No świetnie, kurna , świetnie. Czeka mnie kazanie w domu. Powolnym krokiem ruszyłam za moją rodzicielką.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto początek mojego opowiadania. Mam nadzieje, ze się wam spodoba

Prolog i przywitanie

Siemka. Oto mój blog. Dopiero zaczynam, jeśli chodzi o pisanie, ale mam nadzieje, ze mnie nie zabijecie za błędy. Wszystko, co tutaj będzie zamieszczone, wzięło się z połączenia niezgodnej i igrzysk śmierci, ale również własnego pomysłu. Tutaj macie prolog. Mam nadzieję, ze się spodoba :) ~Diwaczka



 Rok 3000. Świat zalany wodą. Wszędzie ruiny. Śmierć czuć dookoła. Jedynie kilka tysięcy ludzi z różnych stron świata zdołała się ukryć i żyje teraz na terenie trzech obszarów: Pustkowia, Wodospadu i Lasu Rozdroży. W każdym z nich panują inne zasady i prawa. Ten, kto chce przeżyć, musi zawsze się do nich stosować. Jest też miejsce najbardziej oddalone od trzech zamieszkanych. To wąwóz rozpaczy. Właśnie tam zsyła się wygnańców. Każda próba ucieczki stamtąd  jest jak wydany samemu sobie wyrok śmierci.