czwartek, 17 października 2013

Rozdział II

   - Czemu znów wpakowałaś się w kłopoty?!- Zaczęła wrzeszczeć na mnie matka, która szła obok mnie przez ulice pustkowia – Zawsze były z tobą same problemy. Czemu nie możesz być grzecznym dzieckiem, jak twój brat?

- Ale mamo, to przez niego się spóźniłam. On mnie obudził 7:30! A do szkoły mam 20 minut piechotą. Nic by się nie stało, gdybyś mniej myślała o pracy, a więcej o mnie lub Brianie.- Nie wytrzymałam. Odkąd pamiętam chciałam wygarnąć mamie, że się mną nie zajmuje, ale nigdy nie miałam na to odwagi. Teraz czułam się tak dobrze. W końcu nie musiałam trzymać swoich emocji w środku. Dałam im upust. A mina mojej mamy, kiedy na nią wrzasnęłam, byłą bezcenna.

- Ale…-próbowała dobrać słowa, ale byłą zbyt oszołomiona moją reakcją. Ha! Nie dam sobą pomiatać, nawet mojej matce. W końcu to ja kieruje swoim życiem.

-Spokojnie, nie musisz odpowiadać. Jeszcze stwierdzisz, że jestem tylko kulą u nogi, a nie chce czegoś takiego usłyszeć.- Szybko rzuciłam i zamilkłam. Nie miałam ochoty z nią gadać. Nasza rozmowa zawsze kończyła się  kłótnią. Odkąd tata uciekł od nas, moje matka chciała mieć idealne dzieci. Chciała dla nas jak najlepiej, ale nie wychodziło jej to. Nic nie wynagrodzi nam braku ojca. Reszta drogi minęła na rozmyślaniach mojej mamy i moich, które przerywały podskoki na drogach. Czasem naprawdę nie chciałam mieć auta, jednak tak naprawdę większość rodzin na pustkowiu dała by się pociąć za taki luksus.
  
  Ach, dom. Oczywiście, jeśli można tak nazwać ruinę, która cudem się nie zawaliła. Wszystko z drewna, obrywające się dachówki, ale przez kupno tego głupiego auta, nie mogliśmy zrobić remontu. Ha! Widzicie, kolejny minus! Wszędzie minusy, żadnego plusa. Witaj monotonio życia na pustkowiu! Znów chcesz mi odebrać resztki radości? Za późno. Snując się w stronę domu usłyszałam krzyki Sierry. Wołała mnie, a nie znów miała jakiś napad. Co za ulga. Chociaż w sumie, gdyby rzeczywiście miała atak, a inni by go usłyszeli, przestałabym myśleć, że jestem dziwna. Nie!, stop, to twoja przyjaciółka! Chyba tylko ja mogłam wpaść na taki okrutny pomysł. Szybko odrzuciłam od siebie myśli o zwariowaniu mojej przyjaciółki, i podbiegłam do niej, jednocześnie machając. Nawet zmusiłam się do uśmiechu, co w dzisiejszym dniu było bardzo trudne.
-Hejka, co u…., ej, co ci się stało Mers?
-nic, spokojnie, jestem tylko…..zmęczona.
-skoro tak mówisz. Choć na rynek, podobno otworzyli nowy bazar z ciuchami. Nowe ubranie- Sierra prawie skakała z radości. W przeciwieństwie do nie ja nie szalałam za ciuchami, a wręcz wystarczał mi jeden t-shirt, no może dwa na tydzień.  Ale w końcu tyle miałam. Dwa  t-shirty. W sumie to dużo. A nawet multum. Ale moje życie było radosne. Ruina zamiast domu, wkurzający młodszy brat, dwie koszulki, i jedne jeansy. Pięknie, co nie?

 Rynek. Najgłośniejsze, najbarwniejsze i jednocześnie najbardziej denerwujące miejsce w jakże pięknym pustkowiu. Właśnie przechadzałam się pomiędzy stoiskami z gumą do żucia, którą uwielbiałam, ale nie było nas stać na dużą jej ilość. Zawsze miałam jedną na miesiąc. Z mojego rozmyślania o bardzo poważnych rzeczach wyrwała mnie przyjaciółka, wrzeszcząc- MERCEDES!CHODŹ NO TU!-i tak w kółko. Pobiegłam pędem, byleby nie musieć słuchać jej wrzasków. O co to halo? Jednak kiedy już zobaczyłam, o co jej chodziło, sama prawie padłam trupem. Leżała tam kurtka, ale jaka piękna. W fioletowym kolorze, lekka, przewiewna, idealna na tą pogodę. Nie mogłam się powstrzymać, i musiałam ją dotknąć. Zaraz dostałam po łapach od sprzedawców-nie ruszaj! Jeszcze zaniżysz jej wartość tymi brudnymi rękoma- zaczął na mnie wrzeszczeć, jak bym ją ukradła. Nie rozumiem ludzi. Może to dlatego mam tylko jedna przyjaciółkę, która tak czy siak z trudem ze mną wytrzymuje. Nie, to na pewno nie to.  Przecież jestem miłą. Jednak moja podświadomość mówiła coś innego.  Dalej rozmyślając nad moją przypadłością małej ilości przyjaciół, szłam za głosem Sierry, która ciągnęła mnie do kolejnych stoisk z ciuchami. Zauważyłam, ze ostatnio strasznie dużo myślę. Zupełnie, jakbym stałą się mądrzejsza. Stwierdziłam, ze kończę z moja inteligencją, i wracam do lekkomyślności. I wreszcie będę sobą. Tą sama dziewczyną która nie martwiła się o to, co pomyślą inni. I taka siebie kocham. Kończąc z inteligencją poddałam się szału tych „świetnych” rzeczy, które mieliśmy na naszym „Pięknym’’ targu.

   
  Wreszcie w swoim pokoju. W mojej oazie spokoju. Oczywiście każdy się domyśli którą książkę wzięłam. Znów widziałam zdjęcia wodospadu, a oczy mi się świeciły- nienawidzę tego miejsca- szepnęłam, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś to usłyszy. To nie istotne. Ważne jest to, że niestety nigdy tam nie zamieszkam Jak ja, biedna dziewczyna z pustkowia miałabym się tam znaleźć? Wszyscy tam byli bogaci. Mieli domy, w których dało się żyć, nie bojąc się, że kiedy zasną wszystko poleci im na głowę. Nie martwili się, czy może auto zaraz nie zwariuje, i nie spowoduje wypadku. I co najważniejsze dla mnie, mogli jeść góry gum do żucia. Kilka razy zdążyło się, że któraś z dziewczyn było porywana z pustkowia do wodospadu, ponieważ były piękne, i mogły zostać żonami zamężnych mężczyzn. W takich przypadkach nikt nie zgłaszał porwania, bo wiedział, ze tam jest lepiej. A oprócz tego byłą możliwość, że córka sypnie groszem. Oczywiście nigdy tak nie było. Każdy wolał się nie przyznawać, ze zna kogoś z pustkowia. Nawet las rozdroży, gdzie ludzie są dwulicowi, jest lepszym miejscem niż ta nasza piękna pustynia. Jednak w moim przypadku było to nie możliwe. Jestem przeciętnej urody blondynka z piegami. Wszystkie ubrania na mnie wisiały, bo byłam strasznie chuda, a wzrostem nie dorównywałam połowie pustkowia. Byłam inna.  I niestety nikt tego nie rozumiał. Ze smutku nawet łza poleciała mi na książkę. Nie mogłam poradzić sobie z moją bezsilnością. I wtedy rozkleiłam się na dobre. Każdy w życiu miał lepiej niż ja, jednak nie wiem, czemu bóg mnie tak nienawidzi. Opadając na łóżko poczułam senność, a od łez kleiły mi się oczy. Bezwładnie leżałam na moim łóżku, myśląc co by było, gdybym nie była sobą.  Po chwili odpłynęłam do krainy snów, jednak mój odpoczynek nie trwał długo. Po około godzinie usłyszałam krzyki. Podobne do tych, który wydawała Sierra, jednak teraz dochodziły z pokoju Briana.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak więc jest rozdział drugi. Nie jest długi, nie jest świetny, ale jest  i ma znaczenie. Rozdziały nigdy nie będą bardzo długie, bo z powodu szkoły muszę cały czas się uczyć, ale osobiście wole, żeby rozdziały były krótkie, ale w miarę często, niż dlugie, i  pisałabym je ponad 3 tygodnie. Oczywiście powtórzę to co pisze większość blogerów, i prosze o komentarze, żeby poznać waszą opinie. Kolejny rozdział z jakieś 5 dni.  

3 komentarze:

  1. Weszłam sobie na Twojego bloga, a tu kolejny rozdział! Nie zastanawiając się długo zabrałam się za czytanie. ;)
    Cieszę się, że wzięłaś sobie do serca moje drobne uwagi. Od razu tekst na sam pierwszy rzut oka wygląda dużo lepiej i przyjemnie się go czyta. :D
    Zwracaj jeszcze tylko uwagę na drobne literówki.
    Nie będę Cię miażdżyć moimi kolejnymi uwagami. Po pierwsze: Bo nie są aż tak bardzo istotne, po drugie: Często się czepiam i muszę się tego oduczyć. :P
    Trzymaj tak dalej! I pisz, pisz i jeszcze raz pisz! ;)
    Czekam na kolejny rozdział. Wiem co znaczy wycisk w szkole, więc nie marudzę o to, żeby był jak najszybciej. Dobrze jest sobie wszystko na spokojnie przemyśleć i sprawdzić. ;)
    Ale mimo to pamiętaj, że czekam i nie zapominaj o mnie! :P
    Pozdrawiam i życzę weny twórczej, która jest jakże bardzo potrzebna :D
    http://przygody-w-alagaesii.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny początek, widzę niezłą książkę. Ale radzę Ci założyć funkcje NIE KOPIOWAĆ , żeby nikt Ci nie "ukradł". Niestety ja nie pamiętam gdzie to jest, ale możesz poszukać w ustawieniach

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow!!! Kolejny super rozdział. Naprawdę jesteś dobra. Piszesz to, co jest prawdą. Jest bez znaczenia, ale tak naprawdę po prostu ludzie tego nie widzą, nie widzą, że ma znaczenie. Uwielbiam takie książki :)

    OdpowiedzUsuń